Reportaż

Reportaż

Jak ułożyć sokoła?

       Teoria sokoła

       Moje pierwsze a zarazem jedyne skojarzenie z sokołami było związane z nowelą Giovanniego Boccaccia, którą możemy znaleźć w zbiorze „Dekameron”. Dzielny Federigo degli Alberighi, zakochany do szaleństwa w pięknej wdowie Giovannie, stracił cały majątek, aby zdobyć ukochaną. Kiedy wreszcie kobieta wyraziła zgodę na spotkanie, zubożały Federigo nie był w stanie zapewnić jej godnego przyjęcia. Ostatecznie, w przypływie desperacji, oddał kucharzowi swego pięknego sokoła, który był ostatnim znakiem jego dawnej świetności. Wreszcie dochodzi do spotkania, Giovanna zachwyca się wyśmienitym obiadem, a po uczcie składa propozycję gospodarzowi: zrobi dla niego wszystko, jeśli tylko odda jej sokoła, który stał się obiektem marzeń jej umierającego synka. Na szczęście historia ma szczęśliwy koniec: choć syn Giovanny umiera w kilka tygodni po całym zdarzeniu, kobieta poruszona poświęceniem Don Federiga postanawia zostać jego żoną. Tyle literatura i moje wyobrażenia na temat sokołów.  

        Słuchy o Radku Milkowskim,  hodowcy drapieżnych ptaków, docierały do mnie już od dawna. Że tak, że hoduje, że ma takie dziwne hobby, jakieś ptaki z których podobno nawet żyje.  Rozumiem fermę drobiu, wylęgarnię piskląt, ale sokoły? Któregoś dnia spotkaliśmy się na schodach Urzędu Miasta we Wschowie – szybka wymiana numerów telefonów i byliśmy umówieni. Kiedy wypogodziło się i stopniał zalegający wszędzie śnieg, udałem się na trzygodzinny plener z sokołem w roli głównej.

       Sokolarnia i bulteriery

       Radek mieszka niecałe osiem kilometrów od Wschowy we wsi Łysiny. Po skończeniu szkoły podstawowej, podobnie jak wielu jego rówieśników, stanął przed wyborem: liceum czy zawodówka? Wybrał… technikum leśne w Rogozińcu, jedną z trzynastu tego typu placówek na terenie Polski. W szkole, oprócz zajęć związanych bezpośrednio z leśnictwem, funkcjonowała także mała sokolarnia. W tamtym czasie, w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku,  nikt nie myślał o poważnej, rentownej hodowli ptaków drapieżnych. Jeszcze nie tak dawno, do końca lat siedemdziesiątych proceder ten był w ogóle surowo zakazany. Z jednej strony ówczesne środowisko akademickie ostro potępiało hodowlę ptaków, które przecież ze swej natury powinny żyć w stanie wolnym. Do tego dochodził ideologiczny aspekt hodowli: sokolnik kojarzył się z Polską szlachecką, dworem królewskim i organizowanymi na nim polowaniami a to było nie pomyśli proletariackiemu wychowaniu społeczeństwa.

       Radek miał szczęście. W Rogozińcu istniała jedna z czterech takich sokolarni. Czas w niej spędzany był traktowany jako coś nadobowiązkowego. Trafiali tam tylko pasjonaci, szesnastolatkowie mają przecież w tym wieku inne zainteresowania. Już po pierwszym roku nauki objął opiekę nad sokolarnią i prowadził ją przez kolejne cztery lata.  Coś go pociągało w sokołach. Wyjątkowość tego typu zajęcia? Możliwość kontaktu z dziką, nieokiełznaną naturą? Nieważne. Wystarczy spojrzeć na sposób, w jaki obchodzi się ze swoimi ptakami, żeby zrozumieć, że to czym się zajmuje jest czymś więcej niż tylko pracą.

       Po ukończeniu technikum wrócił w okolice Wschowy. W samym mieście jakoś nie widział miejsca dla siebie i tego, czemu zamierzał się poświęcić. Hodowla sokołów – chcąc nie chcąc – wymaga odpowiednio dużej przestrzeni, miejsca dla pomieszczeń przeznaczonych wyłącznie dla ptaków. Dlatego trafił do Łysin. Z zewnątrz, zza płotu jego gospodarstwo wygląda niepozornie. Ot, jakiś domek jednorodzinny a po jego lewej stronie typowe pomieszczenia gospodarcze. Dopiero kiedy znajdziemy się na podwórzu możemy zorientować się, że właściciel zamiast tradycyjnych burków uwiązanych na łańcuchu woli trzymać bulteriery, a wybiegi dla kurek niosek zajęły ptaki drapieżne: rarogi, jastrzębie i oczywiście sokoły.

       Jak ułożyć sokoła?

       Radek właśnie przygotowuje się do wyprawy na pobliskie łąki z dala od zabudowań, aby dać szansę wylatania się swoim sokołom. Ubrany jest w spodnie-bojówki, oliwkowobrunatny sweter a na głowie nosi basebollówkę w kolorze moro. To, co odróżnia go od typowego fascynata odzieżą militarną to duża skórzana torba zawieszona na pasie.  Znajdują się w niej przysmaki dla ptaków, czyli jednodniowe kurczaki, które Radek zdobywa dzięki współpracy z lokalną fermą drobiu.

       Na przejażdżkę wybiera sokoła wędrownego i jastrzębia Harrisa. W domu zostaje równie imponujący białozór. Zanim udamy się do lasu, trzeba najpierw zważyć każdego ptaka. Odpowiednia opieka nad sokołem  w pierwszej kolejności polega na zadbaniu o jego prawidłową wagę. Zbyt duża masa ciała tego drapieżnego ptaka sprawi, że stanie się on apatyczny i osowiały, a przez to niechętny do jakichkolwiek lotów. W drodze na miejsce Radek wyjaśnia mi na czym polega sokolnictwo. Wszystko zaczyna się od zdobycia sokoła, najczęściej są one odkupowane od innych hodowców (ptaki, które obecnie posiada Radek w swojej hodowli, przybyły do niego z Anglii i Brna). Cena za jednego osobnika waha się w granicy od kilkuset do kilku tysięcy złotych – sytuacja przypomina tu wycenę psów rasowych. Szkolenie sokoła polega na jego ułożeniu. Najpierw należy go ukrócić. Sokolnik w tym czasie stara się, aby ptak wyzbył się swojej dzikiej natury i zrozumiał, kto jest jego panem. W tych ćwiczeniach nie stosuje się jednak kar. Raz skarcony ptak wypuszczony na wolność nigdy już nie powróci do swego dręczyciela. Dlatego w całym tym procesie potrzeba wiele determinacji i benedyktyńskiego spokoju. Potem przychodzi etap drugi – unoszenie. Teraz sokolnik przyzwyczaja ptaka do noszenia go na rękawicy, zarówno w kapturze jak i bez niego. Podczas trzeciego etapu uczy się sokoła przylatywania na rękawicę. To tak zwany moment uwabiania. W końcu ostatni etap, chyba najtrudniejszy. Sokolnik uczy swego podopiecznego polowania. Najpierw wybiera się teren na którym znajdują się interesujące ofiary, czyli bażanty, kuropatwy, przepiórki itp. Wypuszczony sokół krąży nad takim miejscem do czasu, aż wystraszone ptactwo poderwie się do lotu. Wówczas przychodzi czas na zaatakowanie upatrzonej ofiary. Tak przyuczony sokół jest już gotowy do wspólnych łowów.

       Najszybsze zwierzę na świecie

       Idziemy skrajem niewielkiego lasu. Rozległa polana daje możliwość obserwacji sokoła podczas lotu. Radek opowiada o pracy, jaką wykonuje z pomocą tych ptaków. W tym czasie wypuszczony sokół obserwuje nas z wysokiej sosny. Kiedy oddalamy się od niego, zrywa się do lotu, zbliża się i siada na pobliskiej gałęzi. Kolor jego piór sprawia, że jest w zasadzie niewidoczny z większej odległości. Jego położenie zdradza jedynie dźwięk dzwoneczka, który jest przywiązany do jego nogi.

       Hodowla sokołów jest dla Radka przede wszystkim szansą na prowadzenie własnej działalności gospodarczej. Usługi sokolnicze świadczy na terenie całego regionu. Często odwiedza lotniska, aby sokoły przepłoszyły gromadzące się na nich ptaki. Utrzymuje również współpracę z plantatorami borówek i wszelkiej maści sadownikami, dla których prawdziwą zmorą są szpaki. Są jeszcze olbrzymie obory, w których niechciane ptactwo wije sobie gniazda pod stropami hal, w których znajduje sie bydło. W tygodniu Radek uczestniczy w kilku  tego typu wyjazdach. Nie narzeka na brak klientów, w końcu w kraju niewiele osób zajmuje się tym zawodowo.

       W pewnym momencie zatrzymujemy się. Radek wystawia prawą rękę, która jest osłonięta ogromną, skórzaną rękawicą. Trzyma w niej martwe pisklę kurczaka, którym potrząsa w geście zachęty. Wydaje krótki gwizd. Dopiero po chwili naszym oczom ukazuje się sokół, leci bardzo nisko, jakiś metr nad ziemią. W zasadzie szybuje wykorzystując rozpiętość swoich stucentymetrowych skrzydeł. Przypomina strzałę: żółty grot dzioba i brązowy promień ciała rozdziera powietrze z niesamowitą prędkością. Żadne inne zwierzę na ziemi nie osiąga takiej prędkości jak ten ptak, ponad 320 kilometrów na godzinę (w momencie pikowania). Kiedy jest już bardzo blisko wznosi się i pewnie siada na wystawionej ręce Radka a następnie wydziera z niej przygotowane dla siebie pożywienie. Kiedy już się nasyci i odpocznie, Radek jednym, zdecydowanym ruchem dłoni podrzuca ptaka, aby zachęcić go do kolejnego lotu. Sokół zrywa się i odlatuje w kierunku pobliskiego lasku  brzozowego. Możemy znowu rozmawiać.

       Okazuje się, że coś jednak łączy Federiga degli Alberighiego i sokolnika z Łysin - poświęcenie dla tego, kogo i co się kocha…

Komentarze   

 
#6 Michał 2015-06-27 17:53
Witam :) mam pytanie czy można ułożyć Pustułkę tak jak Sokoła ??
 
 
#5 Lucek 2014-02-21 08:33
pasjonat -mało powiedzieć miło poznać takiego entuzjastę "latania"
 
 
#4 Barbossa 2012-04-12 15:45
ekipie bezkresu gratuluje "głównej na wykopie", a przede wszystkim Tomkowi, bo to on jest autorem genialnego tekstu
 
 
#3 Barbossa 2011-06-20 17:40
ten artykuł powinien być w top3 najlepszych artykułów na stronie bezkresu ;D
 
 
#2 marcin 2011-05-12 18:14
Mycha był też pierwotnym współzałożyciel em Azyla. Wtedy ten lokal to było wydarzenie.
 
 
#1 tomasz szwarc 2011-05-11 19:50
rewelacja. uwielbiam, jak ktoś podąża są swoimi marzeniami i niejednokrotnie żyje nim na co dzień. mam wrażenie, że i Radek tak zrobił. fascynują mnie również zapomniane i nietypowe zawody. i tutaj bohater tak samo zgarnia u mnie komplet punktów.
 

Ostatnie komentarze

  • Rafaello diTravelfan
    Hej ! Jestem świeżo po lekturze Twojej barwnej relacji z imprezy Kolory pustynnych ...

    Czytaj więcej...

     
  • www.
    Nie do końca ze wszystkim się zgodzę, ale w gruncie rzeczy dobrze napisane i będę ...

    Czytaj więcej...

     
  • Krystyna
    Brawo Janeczko - są miejsca,gdzie rządzi przyroda, a nie pseudoturyści jakiejkolwiek ...

    Czytaj więcej...

     
  • anastazja
    świetnie autor opisuje swoje wojaże w lutym i ja lecę do Indii i trochę się ...

    Czytaj więcej...

     
  • http://www.
    Bardzo dobrze powiedziane, w wielu kwestiach się zgadzam.

    Czytaj więcej...

Gościmy

Odwiedza nas 22 gości oraz 0 użytkowników.