Słowo APTEKA wywodzi się ze starogreckiego, apo = przed, dla i słowa theke = zbiornik, pojemnik. Określa ono więc miejsce, do którego coś się odstawia, „miejsce przechowywania". Łacińskie określenie „apotheca" oznaczało pierwotnie izbę zielarską nadwornego lekarza. W średniowiecznych miastach, w swoich domostwach, w pomieszczeniach zwanych „apotheca", kupcy gromadzili przeróżne zioła i środki lecznicze przywożone z dalekich podróży.
Choć z przyjemnością przyjmuję i składam życzenia z okazji rozpoczynającego się nowego roku kalendarzowego, to jednak od dawna nie celebruję w specjalny sposób tego wydarzenia. Nie odczuwam potrzeby podsumowywania minionego roku, podejmowania wyzwań, postanowień, planów i koniecznych spraw do zrealizowania z chwilą powieszenia nowego kalendarza. Te czynność uświadamiają mi bardziej niż tego bym chciała, że czas upływa w tak szalonym tempie, że coś mija bezpowrotnie a data w metryce taka sama. Jednak to nie oznacza, że ogólnie przyjęty zwyczaj uroczystego i radosnego żegnania starego roku jest mi obojętny. Z przyjemnością patrzę na entuzjazm, zabawę i ogólną radość innych. Dobrze, że ludzie się bawią, cieszą , wypowiadają życzenia, marzą i postanawiają coś zmienić w swoim życiu z chwilą nadejścia nowego roku.
Z wielką uwagą i zainteresowaniem przeczytałam artykuł „Zjazd absolwentów, czyli trochę inne święto majowe”. Po tej lekturze dopadła mnie nostalgia, aby opisać spotkanie koleżeńskie naszego rocznika. Maturę zdaliśmy w 1963r., dlatego pisząc do siebie e-maile tytułowaliśmy je „Matura 63”. Maturę zdawały 2 klasy w liczbie 55 osób, a wychowawcami byli p. mgr B. Maryniuk i p. mgr Cz. Brzozowski. Był oczywiście bal maturalny w auli liceum i tuż po rozdaniu świadectw rozjechaliśmy się do różnych miast na studia wyższe lub pomaturalne. Następnym etapem była praca, zakładanie rodzin i zmiana miejsca zamieszkania.
W powietrzu unosi się woń bzów, piwonii, świeżo koszonej trawy i nierzadko swąd dymu z przydomowych grillów. To znak, że rozpoczął się sezon świętowania. Z uwagi na mnogość przypadających świąt państwowych, rodzinnych, różnych festynów, majówek i imprez kulturalnych, miesiąc maj jest właściwie jednym wielkim świętem. Jednak niezmiennie, od wielu lat maj to także miesiąc matur. Niezależnie od tego czy maturę zdawało się wiele lat temu, czy obecnie, to zawsze dla maturzystów był to czas wzmożonej pracy, planowania i podejmowania ważnych decyzji, które mają wpływ na powodzenie i dalsze losy w życiu zawodowym i rodzinnym. Otrzymanie świadectwa maturalnego wywołuje radość i nierzadko dumę. Natomiast opuszczenie szkoły, kolegów i przyjaciół przyjmuje się z mieszanymi uczuciami i emocjami. Kończy się jeden z życiowych etapów i wchodzi w następny, który nie wiadomo co przyniesie, co zmieni.
Czytaj więcej: Zjazd absolwentów, czyli trochę inne święto majowe
Już kolejny raz wschowianie mieli okazję wybrać się na ogląd gminy z wysokości kół rowerowych. Podobnie jak w poprzednich przypadkach, głównym sprawcą tego ekologicznego wydarzenia było Stowarzyszenie Turystyczne Ziemi Wschowskiej, z jej liderem Krzysztofem Lutowskim. Tym razem jako współorganizator zaistniało Stowarzyszenie Odnowy Samorządu, które wysłało na wyprawę członka zarządu – Miłosza Czopka z żoną i synkiem.
Zwykle idąc ulicą patrzę na twarze mijanych ludzi. Jednak inaczej bywa kiedy prowadzę samochód, bo wtedy najważniejsze są znaki drogowe i wskaźniki w aucie. Tak też było kilka dni temu, kiedy odjeżdżałem sprzed domu przy ul. Konopnickiej. Na twarz mijanego mężczyzny zareagował siedzący obok kolega. Patrz to ten facet, co cię oszukał – powiedział. Spojrzałem w lusterko wsteczne i zauważyłem starszego, wysokiego pana w łososiowej koszuli, który przyglądał się posesji sąsiadów z naprzeciwka.
Okres urlopów jeszcze trwa, jedni dopiero planują wyjazdy a inni właśnie korzystają z tego dobrodziejstwa. Ja należę do tych, którzy już wykorzystali ten czas, a teraz tylko porządkują wspomnienia, czasem rozważają, analizują, kalkulują i już planują następny urlop. Moim ulubionym miejscem wypoczynku są góry, bo to coś więcej niż piękne widoki. Góry uczą cierpliwości i wytrwałości, pomagają w pokonywaniu własnych słabości i ułomności. W górach nikt i nic nie jest w stanie popsuć mi dobrego humoru, ani nierozważni turyści, ani nagła zmiana pogody. Z wędrówek i wycieczek górskich wracam pełna wrażeń i mimo włożonego wysiłku fizycznego wypoczęta i zrelaksowana.
Miasto pogrąża się w mroku jesieni. Stoję przed bramą prowadzącą do jednorodzinnego domku na obrzeżach Wschowy. Naciskam dzwonek. Ostry dźwięk rozlega się w powietrzu, by potem ustąpić miejsca ciszy. Jeszcze nie tak dawno na ten wibrujący odgłos do wejścia dobiegał pies rasy nowofundland, który wśród nieznajomych – ze względu na swoje czarne umaszczenie i wzrost – budził nie lada strach.
Odwiedza nas 34 gości oraz 0 użytkowników.
Czytaj więcej...