CKiR - Wschowska placówka która – pomimo posiadanych środków - jest mało skuteczna, bo nawet jeśli w ogóle cokolwiek się tam dzieje, to z inicjatywy innych, jak np. kino na piachu pana Szwarca, czy nużące już wszystkich turnieje siatkówki, które były organizowane jeszcze za czasów OSiR. Mamy zatem, proszę państwa, od dwóch lat nowe miejsce dla osób, które, nie lubią przemęczać się w pracy. Co mnie najbardziej tam irytuje?
Że jestem ratownikiem, że pracowałam tam i rok temu i dwa lata temu także, i jak byłam traktowana? Jak śmieć. Dlaczego? Bo najpierw musiałam mieszkać w rozpadającym się i gnijącym domku, w którym nawet nie było łazienki, a jeszcze o którego stan później zostałam obarczona ja i moje szalone imprezy, bo przecież to logiczne że domek, który był tam od zawsze, nie był w takim stanie ze starości i braku dbania o niego przez cały rok, tylko dlatego że ratownicy, którzy mieszkali tam jako ostatni, z dnia na dzień doprowadzili go do takiego stanu. W następnym sezonie domek został wyremontowany i zabrany ratownikom. A zamiast w nim, kazano nam mieszkać w kolejnym rozpadającym się miejscu, czyli przyczepie kempingowej. Ja, wtedy dziewiętnastoletnia kobieta, bez poszanowania mojej prywatności czy właśnie kobiecości musiałam dzielić tych kilka metrów kwadratowych z dwoma mężczyznami, ba, jednego w ogóle wcześniej nie znając. To, że kemping się nagrzewał w gorące dni, czy nabierał wilgoci w deszczowe, albo to, że w lodówce między serem żółtym a pomidorem można było spotkać mrówki, to jeszcze tak człowiekowi nie przeszkadzało jak to, że z łatwością można było się tam wkraść, więc strach było wyjść, gdy zostawiałam tam np. laptopa.
A co z higieną osobistą? Więc zarówno w domku, jak i w kempingu oczywiście łazienki ani nawet umywalki nie było, trzeba było dreptać spory kawałek do łazienki po to, żeby wejść pod prysznic, o którym żartobliwie mówiliśmy 'oto miejsce, w którym brało prysznic wojsko z pierwszej wojny światowej', co opisywało stan miejsca, czyli gnijące ściany, obleśna deska na której po 2 sekundach stania gołą stopą można było nabawić się 'grzyba'. Ale moim ulubionym widokiem były tam jednak liczne pająki i inne robaczki. Nie będę opisywać, jak wyglądają tam umywalki czy toalety, bo chyba wszyscy plażowicze Lginia dobrze o tym wiedzą.
Mój ulubiony temat: posiłki. Jak wyglądało tam wyżywienie? Nijak. Dlaczego? Bo go nie było, Hue Hue Hue. Bo chyba nie wyobrażają sobie państwo, że pracownik w czasie ośmiogodzinnego stania na pomoście może zgłodnieć? I ja rozumiem, że nigdzie nie jest napisane, że pracodawca musi zapewniać takie rzeczy, ale przepraszam, czy tak nie byłoby bardziej humanitarnie? Ja nie mówię tutaj o szwedzkim stole na śniadanie, wykwintnym obiedzie i kolacji przy świecach, ale czy tak bardzo bolałby obiad dla trzech/czterech osób? Poprawcie mnie państwo, jeśli się mylę, ale nie wydaje mi się.
Ale pracowałam tam, bo mimo wszystko lubiłam otaczających mnie w tym miejscu ludzi, miałam blisko przyjaciół z rodzinnego miasta, którzy mnie odwiedzali, i wyrozumiałych rodziców wykładających pieniądze na posiłki. I co dostałam za dwa sezony tam spędzone?
Oskarżenie o byciu fatalną kobietą, bo przeklinam i piję. Tak właśnie, ale czy tylko ja miewam chwile słabości i czasami nic tylko człowiek musi, bo inaczej się udusi. Chodzi tu oczywiście o mój niedawny spór ze strażą miejską, rozumiem, że postąpiłam źle i gdybym wiedziała, jakie wiążą się z tym konsekwencje, nie powtórzyłabym tego - ale poniosłam za to karę i wydaje mi się, że sprawa powinna zostać zamknięta. Poza tym dostanie mandatu to chyba ludzka rzecz, niech pan przyzna sam panie dyrektorze, nigdy pan nie dostał mandatu? Czy to tak skreśla człowieka? A mandat to mandat, czyli co, jeśli któryś z pana pracowników przekroczy prędkość albo zaparkuje w złym miejscu, zostaje zwolniony, bo naraził na szwank opinię o CKiR (która i tak jest przefatalna m.in. z pana powodu)? A przeklinanie? Nie mówię, że mój język jest czysty jak łza, że wyrażam się tylko w sposób elokwentny, ale wiem kiedy i co mówię. Jeśli pamiętam, kiedy i co mówię i na co uważam, to nie skłamie mi się w twarz, wkładając w moje usta słowa, których nie wypowiedziałam. Więc proszę pana, mówiąc że przeklinałam podczas maratonu pływackiego, sprawia pan, że zaczynam myśleć, że może ma pan jakąś schizofrenię? I dlatego, że nie przypadłam panu dyrektorowi do gustu, nie zostałam przyjęta do pracy, mimo wcześniejszych zapewnień składanych prezesowi WOPR, że praca na miesiąc sierpień jest dla mnie zarezerwowana.
Człowiek, który nie przyjął mnie do pracy, bo miałam zatarg z prawem sam co robi? Najpierw zatrudnia na wschowski basen dwóch, nie dość że bez KPP (Kwalifikowana Pierwsza Pomoc), to jeszcze nawet niepełnoletnich chłopaków, i mimo że są to znakomicie wyszkoleni ratownicy, to jednak nie zapominajmy, że jest to niezgodne z przepisami. A jaka jest sytuacja w Lginiu? Tam na plaży pracuje jeden ratownik wodny z uprawnieniami KPP, co oznacza że przez osiem godzin musi siedzieć on na pomoście, nie schodząc z niego nawet po to, żeby skorzystać z toalety czy posilić się. Nie wspominając już nawet o tym, że KAŻDY pracownik MUSI mieć w tygodniu dwa dni wolnego - wychodziłoby na to, że dwa razy w tygodniu plaża w Lginiu powinna być zamknięta. Więc nie oszukujmy się, czy będzie on w stanie wytrzymać? Na pewno nie. A co na tę uwagę odpowiedział pan dyrektor? - Nie obchodzi mnie to. Bardzo miło. Pracodawca roku. Gratuluję.
Patrycja Borkowska
Odwiedza nas 33 gości oraz 0 użytkowników.
Komentarze
Kolega wybaczy, źle się wyraziłem, może w ten sposób: Nie wygarniajmy wszystkiego co się da, gdy rozmawiamy o warunkach zatrudnienia na plaży lgińskiej i basenie wschowskim, to cała reszta twoich zarzutów ( nie oceniam czy słusznych czy nie słusznych - K.Owoc dowodzi, że jak najbardziej) nie ma tu racji bytu bo nie tego temat dotyczy, a utyskiwać na przewinienia p. Chałupki to sobie możemy, ale nic to nam w powyższym temacie nie zmieni, jeśli nie będziemy sie trzymać konkretnego tematu.
"to nie sztuka obrzucić błotem, sztuka - trafić w głowę" ; )
Faktury za szkolenia służbowe, odzyskiwanie skradzionego służbowego auta poprzez okup dla złodziei, składanie fałszywych zeznań czy też zatrudnianie ratowników to nie są prywatnie sprawy pana Chałupki. To są sprawy bezpośrednio związane z praca pana Chałupki. Pracą za którą ma płacone z naszych pieniędzy. Nikt nigdy nie poruszył żadnej kwestii z życia prywatnego pana dyrektora CKiR.
Pozdrawiam, bo w jakiś sposób zdanie tych kilku osób podzielam, ale dobrego wrażenia, to to nie robi ; )
No ale gdzie by (....) zwolnili...
PS. Czy zatrudnienie we wschowskim CKiR, a praca w Lginiu nie podlega pod delegację, i nie wymusza wypłacania diet ?(postaram sie srawdzić)
PS2. Aż dziwne, że autorka (prywatnie ma dobra koleżanka, więc biorę poprawkę na jej temperament) jeszcze się o takowy donos do PIP nie pokusiła
http://metromsn.gazeta.pl/Wydarzenia/1,126477,12273794,Tym_do__patriotow___my_sie_wam_do_sumien_nie_wpieprzamy_.html
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.