Nagłe i niespodziewane zmiany na stanowiskach w urzędzie miasta zawsze budziły emocje. Tak też było w przypadku niedawnego zwolnienia z obowiązków wiceburmistrza Miłosza Czopka, który funkcję pełnił tylko przez 10 miesięcy. Mimo dwóch oświadczeń - zwalniającego burmistrza Krzysztofa Grabki i zwolnionego Miłosza Czopka, ciekawości opinii publicznej nie zaspokojono. Jedni zastanawiali się nad przyczynami takiego zakończenia współpracy, inni nad jej skutkami. Jak zwykle w takich sytuacjach jedni oburzali się na niewłaściwe potraktowanie i niedocenienie pracy byłego wiceburmistrza, a inni podzielali zdanie jego pracodawcy. Osobiście nie miałam powodu ani do zmartwienia i pochylania się nad losem pana Czopka, ani do entuzjazmu i przyznawania racji panu Grabce. Wiem, że w polityce sentymentów nie ma i każdy potencjalny konkurent staje się przeciwnikiem, do którego automatycznie traci się sympatię i zaufanie. W polityce nie ma ani niezastąpionych ludzi, ani sytuacji bez wyjścia.
Z nieoficjalnych źródeł wiadomo, że burmistrz Krzysztof Grabka objęcie niepewnej i ryzykownej funkcji wiceburmistrza zaproponował radnemu Stanisławowi Kowalczykowi. Jedni się spodziewali takiego ruchu kadrowego, dla innych jest to wiadomość niecodzienna, zaskakująca i budząca wiele wątpliwości z racji tego, że Pan Kowalczyk przez 12 lat pełnił funkcję zastępcy byłego burmistrza Leona Żukowskiego, a przez ostatnie 10 lat jest radnym opozycyjnym. Pan burmistrz Grabka musiał mieć naprawdę ważne powody, aby zaproponować na to stanowisko swojego długoletniego adwersarza i przeciwnika. Czy taka propozycja jest klasycznym posunięciem rządzącego, które ma na celu przejęcie i osłabienie opozycji? To całkiem możliwe, ale zależne od tego w jaki sposób pan Kowalczyk będzie pełnił funkcję wiceburmistrza, od tego jak się zachowają pozostali radni klubu Zwyczajni a nawet ich wyborcy. Według mnie taka decyzja świadczy o tym, że burmistrz nie ma wśród tych, z którymi trzy razy wygrał wybory, kogoś kto by wspierał go tak, jak to robi wiceburmistrz Andrzej Nowicki. Na ostatnim posiedzeniu rady miejskiej, pan Andrzej Nowicki pod nieobecność burmistrza pełnił rolę gospodarza urzędu. Zwracając się do zdymisjonowanego pana Czopka powiedział mniej więcej tak: „Tak to jest z nami wiceburmistrzami”. Nie wiem czy to miały być słowa pocieszające, podziękowania za współpracę czy też forma pożegnania. Zabrzmiało to jednak, jak stwierdzenie, że wiceburmistrzów może z dnia na dzień spotkać niespodzianka w postaci wypowiedzenia i nie należy się tym przejmować.
A jak to jest naprawdę z wiceburmistrzami? Sądzę, że tak jak ze wszystkimi innymi pracownikami zatrudnionymi na etat na podstawie umowy o pracę. Pewne jest, że wiceburmistrzem nie zostaje osoba, która ma stałe zatrudnienie z dobrym wynagrodzeniem albo posiada prosperującą, dochodową firmę. Takie osoby nie ryzykują, nie zmieniają swojego stabilnego statusu. Nie ma co się łudzić, że osoba, która jest albo będzie zastępcą burmistrza, podejmuje ogromne wyzwanie i pracuje głównie dla dobra mieszkańców miasta i gminy. Zastępcę (czyli wiceburmistrza) zatrudnia burmistrz i nie musi do tego ogłaszać konkursu ani się tłumaczyć dlaczego wybrał taką a nie inną osobę. Wiceburmistrz, jak wszyscy inni, przede wszystkim pracuje dla siebie, bo otrzymuje za to wynagrodzenie, następnie dla burmistrza, bo musi wykonywać nałożone przez niego zadania i obowiązki. Dopiero na końcu jest dobro miasta i mieszkańców, ale takie, jakie podyktuje burmistrz. Każdy zastępca, jeżeli chce zachować stanowisko i wynikający z tego stały dochód, musi się podporządkować szefowi, realizować jego zadania i pod żadnym pozorem nie może pokazać, że jest bardziej asertywny niż jego pracodawca. Nadmierne eksponowanie własnych pomysłów, wyrażanie opinii i wysuwanie potrzeb nigdy nie jest mile widziane przez szefa. Takie zachowanie, to nic innego jak występowanie przed szereg w ustalonej hierarchii. Zastępca powinien wiedzieć, że w publicznych wypowiedziach nie powinien stosować pierwszej osoby liczby pojedynczej. Używanie sformułowań - ,,ja zrobiłem, ja zaplanowałem, ja podpisałem, ja utworzyłem” itd. itp. to podstawowy błąd zastępcy. Zastępca powinien wiedzieć, że od zajmowania oficjalnego stanowiska, odbierania honorów i przecinania wstęgi jest burmistrz. Zastępca może jedynie podkreślać, że wypowiada się w imieniu burmistrza, że coś wspólnie uzgodniono i załatwiono. Asertywność i samodzielność dobrego wiceburmistrza z reguły ograniczają się do elastyczności, uległości, umiejętności współdziałania z innymi, reprezentowania interesów burmistrza i wypowiadaniu się w jego imieniu. Wbrew pozorom bycie zastępcą nie jest łatwe. Dobry wiceburmistrz powinien mieć świadomość swojej wartości, ale jednocześnie pamiętać, że ani nie jest głównym decydentem, ani strategiem politycznym. A jeżeli ma ambicje bycia politykiem, to musi mieć w tej dziedzinie doświadczenie i duże umiejętności. Musi być politykiem równym a może nawet lepszym od swojego szefa, bo inaczej poniesie mniej lub bardziej dotkliwą porażkę. Moim zdaniem nie zastosowanie się do reguł bycia zastępcą i brak wiedzy o tym, że pełniąc funkcję podległą burmistrzowi nie można realizować własnych planów, nierealnych wizji przekształcenia małego miasta w silny ośrodek przemysłowy i turystyczny, to także przyczyny poniesionej porażki pana Czopka.
Bycie wiceburmistrzem nie jest obce panu Kowalczykowi. Jednak bycie zastępcą lidera własnego ugrupowania, kiedy to wspólnie wygrywało się wybory, omawiało strategię działań i realizację takich samych, wspólnych zadań to nie to samo co nagłe i niespodziewane podjęcie współpracy z niedawnym przeciwnikiem. Taki scenariusz wiąże się z podporządkowaniem, uległością i pełnym zaangażowaniem w realizacje zadań i strategii politycznej byłego przeciwnika. Pan Kowalczyk zapewne dobrze wie, że pełnienie funkcji wiceburmistrza u byłego przeciwnika może skończyć się szybkim i niespodziewanym zwolnieniem, które łatwo można umotywować utratą zaufania i brakiem lojalności. Jednakże Pan Kowalczyk nigdy nie był kontrkandydatem pana Grabki na urząd burmistrza, więc nie ma obaw, że zostanie zwolniony z przyczyn politycznych, jak to było w przypadku pana Czopka. Poza tym udowodnił, że potrafi pójść na kompromis i zawrzeć chwilową koalicję z przeciwnikiem. Tak było podczas wyborów, kiedy Zwyczajni startowali z list Porozumienia dla Rozwoju, którego liderem był pan Zdzisław Mazur. Wówczas w grę wchodziło jedynie zdobycie mandatów i odsunięcie od władzy pana Grabki. A że Zwyczajni nie mieli swojego kandydata na burmistrza, to poparli pana Mazura. Plan się nie powiódł i natychmiast po wyborach utworzyli w radzie własny czteroosobowy klub radnych. Nie znam ważnych powodów, dla których pan Kowalczyk miałby podjąć się pełnienia funkcji wiceburmistrza, oprócz motywów osobistych. Zastanawiam się tylko, jak będzie wyglądała współpraca długoletnich przeciwników? A może w takim małym mieście nie ma przeciwników politycznych, nie ma różnic w poglądach na sposób pełnienia władzy a opozycja to fikcja, sztucznie tworzona na potrzeby wyborów?
Na zakończeniu współpracy pana burmistrza Grabki z panem Czopkiem my mieszkańcy niczego nie zyskaliśmy i nic nie straciliśmy. W kategoriach strat i zysków mogą jedynie podsumowywać swoją współpracę obaj panowie i ich zwolennicy. Tak też postrzegam podjęcie ścisłej współpracy pana Kowalczyka z panem Grabką. My mieszkańcy ani na tym nie zyskamy, ani nie stracimy. Mogą zyskać albo stracić obaj panowie i ich ugrupowania, z którymi szli do wyborów. Przewidywać można tylko dwa scenariusze współpracy obu panów. Może się okazać, że pan Kowalczyk prędzej czy później podzieli los swojego poprzednika. A może być też tak, że jako osoba z doświadczeniem w pracy samorządowej, merytorycznie przygotowana osiągnie więcej niż spodziewano się po mało doświadczonym Miłoszu Czopku.
Odwiedza nas 15 gości oraz 0 użytkowników.
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.