Jestem dumna, że we Wschowie rozpoczął się czas rewitalizacji. Upiększeniu podlegają tereny okalające Rynek, powstają kolejne skwery a stare ścieżki nabierają nowego blasku. Wszystkie te działania napawają mnie nadzieją, że dobra passa na tym się nie skończy i na lifting zasłuży również moje ulubione wschowskie miejsce…
Oczekując na dziecko wyobrażałam sobie jak wspólnie spacerujemy po miejscach, które pokocha od pierwszego wejrzenia. Jeśli ktoś zapytałby mnie wówczas, gdzie będę odbywać te przechadzki, bez wahania wskazałabym Lapidarium, okolice Rynku czy tereny nad stawami. Życie zweryfikowało moje marzenia. Okazało się, że najlepiej spacerować w miejscu oddalonym od samochodowego zgiełku, a jednocześnie w pobliżu domu… i tak na nowo odkryłam Park Wolsztyński. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie jest to miejsce niezwykłe, z dużym potencjałem. Przy niewielkim wysiłku mogłoby stać się wschowską perełką (i to ekologiczną a nie architektoniczną), zwłaszcza, że okolice stawów będą teraz graniczyły z obwodnicą, a wzmożony ruch samochodowy chyba nie zachęca do spacerów. Władze miejskie zrobiły ukłon w moją stronę (tak, lubię myśleć, że ten ukłon został zrobiony specjalnie dla mnie) i jesienią teren parku został w dużej części oczyszczony z dzikich krzaków, budzących raczej strach, niż pozytywne odczucia. Dzięki temu odkryte zostały zarośnięte ścieżki i dróżki, które dzielnie pokonuję z dziecięcym wózkiem. Mam jednak wrażenie, że ta ekologiczna rewitalizacja wyhamowała, a nadchodząca wiosna powoli odsłania to, czego nie mam ochoty oglądać. Na tle połamanych drzew i porzuconych śmieci góruje wielka czerwona kanapa. A przecież brakuje tak niewiele. Kilka desek, aby zreperować niekompletne ławki, na nowo zainstalować śmietniki, aby porzucone butelki przestały odciągać uwagę od otaczającej natury.
Nie muszę chyba wyjaśniać, że za stan parku odpowiadamy również i my, mieszkańcy Wschowy. Nic nie niszczy się samo, dlatego cały czas nie tracę nadziei, że niecywilizowana część naszej lokalnej społeczności w końcu nauczy się, że śmietnik nie jest workiem treningowym i przestanie wyładowywać na nim swoją frustrację. Szczytem marzeń byłyby dziko rosnące kwiaty na poprawę nastroju zmęczonych matek, ale nie tylko! Park jest przecież miejscem chętnie odwiedzanym przez właścicieli psów, osoby lubiące przejażdżki rowerowe a zwłaszcza przez starszych ludzi uprawiających w naszym mieście nordic walking i chwilami robi się w nim całkiem tłoczno. Mam ochotę zaapelować do wszystkich sympatyków parku i wezwać do społecznego nieposłuszeństwa, ekoterroryzmu na wesoło. Drodzy Państwo! Wyobraźcie sobie sytuację, kiedy każdy z nas przyniesie do parku cebulkę kwiatka i zasadzi ją w ulubionym miejscu. Może w przyszłym roku park będzie nie tylko zielony. Na razie to tylko marzenie, ale jeśli w parku zobaczycie jakiegoś zagubionego żonkila lub narcyza to pamiętajcie… byłam tam.
Odwiedza nas 159 gości oraz 0 użytkowników.
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.