Tuż przed świętami grudniowymi, na oficjalnej stronie miasta pojawiła się bajka Ireneusza Mieżowca, naczelnika Wydziału Promocji. Treść bajki bezpośrednio dotyczyła wyborów samorządowych. Na skutek krytycznego odbioru czytelników, została na polecenie burmistrza usunięta. Pozostaje jednak pytania o granice przyzwoitości urzędników (red.)
Swego czasu niewątpliwym sukcesem dla kabaretu „Potem” był cykl skeczy zatytułowanych „Bajki dla potłuczonych”. Członkowie kabaretu przedstawiali w nich osobiste interpretacje popularnych w naszym kraju bajek, m.in. „Szewczyk Dratewka”, „Czerwony kapturek”, „Piękna i bestia”, „Kopciuszek”, „Jaś i Małgosia”. Popularności temu kabaretowi pozazdrościł chyba nasz wschowski bajkopisarz, jak sam się określa, czyli naczelnik Wydziału Promocji i Rozwoju Gminy – Ireneusz Mieżowiec.
Ostatnim znanym publicznie wynikiem twórczego zapału Pana Naczelnika była „Bajka świąteczna o popędach do władzy, Mikołaja Świętego frustracji oraz sensie życia w ogólnym zarysie” czyli jak rozumiem swoista wersja „Opowieści wigilijnej” połączonej z opisem ostatnich wyborów samorządowych we Wschowie. Bajka w okresie przedświątecznym zamieszczona została na oficjalnej stronie internetowej naszego miasta. Na szczęście, głównie dla siebie i urzędu, Burmistrz Miasta i Gminy Wschowa nakazał usunięcie jej z oficjalnej strony, przyznając rację osobom protestującym przeciwko takiemu swoistemu hołdowi pracownika w stosunku do przełożonego. Bajka zniknęła, lecz nie mogę oprzeć się pokusie napisania kilku zdań na ten temat. Zainspirował mnie autor twierdząc:
„[...] bajki, od stuleci
Choć na różne są tematy
Uczą nas mądrością swoją
Docierając pod drzwi chaty”.
Jeżeli mądrości Pana Ireneusza Mieżowca mają nas uczyć, to poważnie obawiam się o przyszłość naszej gminy. Mam przy tym szczerą nadzieję, że bardziej zgrabne bajki opowiada autor potencjalnym inwestorom. I że to, że jest ich jak na razie niewielu, nie jest wynikiem niezgrabnych rymów, a po prostu spowodowane jest obiektywnym brakiem atutów naszej gminy.
Być może nie wszyscy zdążyli zapoznać się z tym dziełem, pokrótce przedstawię więc o co chodziło. Otóż gmina nasza przyrównana została do stawu, w którym oprócz zwykłych ryb - mieszkańców, opozycyjnych płotek itp. pojawiają się czterej główni bohaterowie. Troje z nich: rekin, płoć i węgorz, to bez wyjątku dość mroczne postacie, żądne jedynie władzy w naszym wspaniałym akwenie. Zbliżają się Święta piszą więc listy do Mikołaja z prośbą o władzę, którą chcieliby pod choinką otrzymać. Tutaj napięcie czytelnika sięga zenitu, bowiem Mikołaj okazuje się nie taki święty, jak go ludzie malują, i cytując za autorem, się po prostu „wkurza”. Będąc postacią okrutną i krwawą postanawia staw wysuszyć, nie bacząc, że w ten sposób masowo zlikwiduje - według danych z 30 czerwca 2004 roku 21 683 - niewinne ryby, czyli mieszkańców stawu-gminy, bowiem nawet dziecko wie, że w wysuszonym stawie żadna ryba przeżyć nie może. Swoją drogą to przerażające co pod choinkę dostawał Pan Naczelnik, skoro takie wizje Mikołaja chodzą mu po głowie. Większość bajek jednak, tak jak i ta, oraz podobnie jak ostatnie wybory, kończą się dobrze. Otóż czwarty z bohaterów, jedyny sprawiedliwy, dobrotliwy karp dzięki wzruszającemu sms-owi ratuje wszystkich, wykazując troskę o dobro mieszkańców, a nie tylko chęć rządzenia trzecią kadencję. On bowiem żądny władzy, wysokiej pensji nie jest, jest dobry jak to każdy karp.
I tu jak dla mnie pojawia się kilka problemów. Bowiem, owszem, karp jest dobry, ale najlepszy jest przecież na świątecznym stole. W okresie przedświątecznym osobiście bałbym się porównywać Burmistrza i na dodatek swojego szefa, do tej akurat ryby. A pan Ireneusz Mieżowiec miał taką odwagę. Brawo, odważnych ludzi należy popierać. Ja wiedząc jaki los czeka większość karpi przed Świętami, trochę się tym porównaniem zmartwiłem. Nie ukrywam przynależności do ławicy opozycyjnych płotek, ale nawet przez myśl mi nie przeszło tak źle życzyć naszemu, co by nie mówić, demokratycznie wybranemu Burmistrzowi. Niestety nie dowiemy się także o jakiego karpia chodziło naszemu autorowi, czy był to Karp Królewski czy może Karp Bezłuski – golcem zwany. Jednak nie podejrzewając pracownika urzędu, świętującego kolejny sukces wyborczy, o taką krytykę zwierzchnika, podejrzewam, że chodziło o ten pierwszy gatunek. Obracając się w świecie bajek a nie encyklopedii nie doczytał autor, że karp w wielu krajach uważany jest za szkodnika. Nawet w Polsce, gdzie stanowi do 80% zarybień, budzi kontrowersje, gdyż jest gatunkiem obcym i ma niekorzystny wpływ na zbiorniki wodne, w których żyje ze względu na zamulenie wody. Mam nadzieję, że w naszym stawie-gminie nie o zamulenie przecież chodzi.
Niedawno jako Polacy obchodziliśmy dwudziestolecie odrodzenia się demokracji lokalnej dzięki transformacji ustrojowej z 1989 roku. Widać idea demokracji nie do wszystkich jeszcze dotarła w naszej gminie, bowiem według autora bajki wszyscy poza jednym, od 8 lat sprawującym władzę kandydatem to osoby chcące tylko władzy. Wszak im, ani stojącym za nimi kandydatom do Rady Miejskiej, Rady Powiatu nie chodzi o polepszenie naszego bytu w tej wspólnej lokalnej ojczyźnie. Słuszna jest bowiem jedyna linia rządzących dotychczas „grubych ryb”, a kto próbuje coś zmienić, to wywrotowiec a nie społecznik prawdziwy. W takim myśleniu pan Ireneusz Mieżowiec nie jest odosobniony. Wszyscy mogliśmy śledzić na ekranach telewizorów wydarzenia z wyborów na Białorusi. Tam Aleksander Łukaszenka uznał podobnie, jak Mikołaj z bajki Pana Naczelnika, że kontrkandydaci do fotela prezydenta to bez wyjątku niegodziwcy. Całe szczęście, że bajka nie była tak radykalna i wszyscy w naszej gminie, także kandydaci opozycji, Święta spędzili w domu.
Pan Burmistrz okazał się człowiekiem rozsądnym w tej sprawie i bajka trafiła tam gdzie jej miejsce, niemniej niesmak pozostał. Znam wiele osób, które startowały w ostatnich wyborach samorządowych. Wierzyły bowiem, że popierani przez nich kandydaci na fotel burmistrza mogą coś dla gminy zrobić dobrego. Startowały dlatego, że ufały tym kandydatom, niejednokrotnie znając ich od wielu lat. Przykro, że oni wszyscy sprowadzeni zostali do poziomu żądnych jedynie władzy osób przez człowieka, który rozszyfrował o co całej bez wyjątku opozycji chodzi. Czy osobiście rozmawiał z kandydatami? Chodził na ich spotkania przedwyborcze? Zadawał pytania? Z pewnością tak, skoro wysunął tak śmiałe tezy w swojej bajce, która kończy się słowami:
„Pęd do władzy od wiek wieków
Ludzi w złym kierunku gna
Ja nie gonię ….wiem co mówię
Nie chcę sięgnąć swego …dna”.
Ja także mam nadzieję, że kolejna bajka dna nie sięgnie.
Odwiedza nas 19 gości oraz 0 użytkowników.
Komentarze
W tamtejszych bajkach aż roi się od dobrych Sułtanów , Carów itp. Rzeczywistośc i praktyki jakie mają tam miejsce każe nam ludziom zachodu krytykowac niemal wszystko to co dzieje się za naszą wschodnią granicą (bardzo często absolutnie słusznie) .
Krytykujemy także "prorządowe" dziennikarstwo idealizujące w sposób specyficzny (a rażący nas ludzi zachodu) miejscowych liderów, np. Władymira Putina który wizytuje dno Bajkału jeżdzi konno i w ogółe nie pije alkoholu.
Po takich reportażach wesołym komentarzom naszych konserwatywnych publicystów nie ma wprost końca.Jak jednak widac na wschowskim literackim przykładzie ten wiernopoddańczy i co tu dużo mówic niestrawnie wazeliniarski styl nie jest nam obcy.
Fajnie się ujeżdza po ruskich , samemu z dużą gorliwością robiąc to samo.Ale w końcu co wolno Wojewodzie (czyli nam supereuropejczykom)...
Piotr Buczek
Czyli nie przestawaj wbijać szpileczek wschowskim notablom;
btw - dla mnie, nie mieszkającej we Wschowie już 20 okrągłych lat to miasto jest w jakimś sensie krainą szczęśliwości i bajki, byle mądre, są bardzo na miejscu;
Swoją drogą - na Wigilię porównano burmistrza do karpia, byleby na Wielkanoc nie do barana;)
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.