Tradycją już jest, że tuż przed wyborami samorządowymi nic nie jest tak ważne, jak przebąkiwanie o nowych miejscach pracy i… nowych chodnikach. I tych wiejskich i miejskich, bez wyjątku. Wiadomo, chodniki to ciągi komunikacyjne dla pieszych, codzienne rozdeptywane, zaśmiecane i nierzadko rozjeżdżane przez właścicieli samochodów (przez wielu uważanych za najważniejszych użytkowników dróg i ulic). Zrozumiałe, że coś się ludziom należy i najlepiej wyremontować im to z czego korzystają codziennie, na co patrzą (bo muszą widzieć po czym stąpają), co chcąc nie chcąc zauważą, docenią.
Można przypuszczać, że z takiego wyremontowanego chodnika ucieszą się wyborcy, bo nie tylko będzie ładniej, ale także komfortowo i bezpiecznie. W końcu będą mieli za co dziękować władzom miejskim i powiatowym. Nie ma nic złego w modernizacji chodników. Jednak jest w tym coś zadziwiającego i niezrozumiałego, że przed każdymi wyborami wykonuje się remont niewielkiej części chodnika, najczęściej tylko po jednej stronie ulicy w mieście albo część chodnika na wsi - i z reguły taki stan pozostaje na lata. Najlepszym tego przykładem jest chodnik w Kandlewie, który jest wykonywany w etapach już niemal 8 lat (niektórzy twierdzą, że aż 12 lat) a w mieście np. ulica Lipowa. Przed nowymi wyborami, tak pewnie na chybił trafił, wybiera się nową inwestycję, nowe miejsce, zapominając, że przed czterema laty też już coś rozpoczęto, ale nie skończono. Mało tego, przy każdej nowej inwestycji (lub remoncie) wykorzystuje się zupełnie inny materiał. Dzięki takim zabiegom wiele chodników miejskich (a pewnie i wiejskich) jest niczym pstry dywan albo egzotyczna mozaika. Na jednej ulicy najczęściej chodniki wyłożone są (np. Pocztowa, Lipowa, Kościuszki) płytami z czasów przedwojennych, betonowymi płytkami z PRL, kostką z polbruku, kostką granitową a nawet gdzieniegdzie ,,kocimi łbami”, które leżą od lat wzbudzając uczucia sentymentalne - ale są to niewygodne, zwykłe kamienie.
Tak do końca nie wiadomo kto podsuwa władzom pomysły, gdzie (i jakie) powstaną nowe chodniki albo zostaną wyremontowane te stare. Tuż przed wyborami takim kawałkiem nowego chodnika przy ulicy Klasztornej miał zamiar uraczyć nas pan starosta, a jego pomysł podzielał pan burmistrz. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że nie planowano budowy w miejscu, gdzie już istnieje wyboisty i krzywy stary chodnik. Nowy, tak około 40m (może 60m) miał powstać po przeciwległej stronie - od rogu Rzemieślniczej do budynków parafialnych (po byłym przedszkolu nr 2) i klasztoru. A co dalej? Dalej nie miało być chodnika, ale nowe przejście dla pieszych, na wprost….. do budynku OPS! Przez dziesiątki lat ulica ta była dwukierunkowa, funkcjonowało przy niej przedszkole i obyło się bez chodnika. Teraz budynek jest pusty, rzadko coś tam się dzieje, ale okazuje się, że chodnik jest niezbędny. Czyżby pan starosta wiedział, co czeka mieszkańców i po co im ten chodnik? Być może przypuszcza, że już niektórym potrzebna będzie tylko droga do kościoła i OPS. To miał być taki mocny akcent, taka miara sukcesu przed wyborami – coś nowego i w całości. Nie wykluczone, że na prośbę zarządzających klasztorem albo budynkiem parafialnym znajdującym się przy klasztorze. Należy dodać, że w obecnej kadencji jedyną inwestycją starostwa na terenie miasta w zakresie budowy i remontów chodników był remont ulicy Lipowej (na kwotę 39 936 zł, współfinansowany przez gminę) - na potrzeby ustawienia pomnika Diany.
Dobrze się stało, że plany co do budowy chodnika przy Klasztornej nieco się zmieniły, choć od pomysłu takiego rozwiązania całkiem nie odstąpiono. Otóż starostwa nie stać na samodzielną inwestycję (40 - 60 m chodnika?!) i poproszono o wsparcie finansowe gminę. Wsparcie to nic innego jak pokrycie połowy kosztów. Miało być szybko i bez wstępnego hałasu, bo ten późniejszy przy otwarciu nowego chodnika donikąd, taki ze wstęgą, był pewnie przewidziany. Jednak ku zaskoczeniu panów starosty i burmistrza radni, niemal jednogłośnie (co należałoby zapisać w osobnej kronice, bo to pierwsze takie wydarzenie) nie wyrazili zgody, nie poparli uchwały. I wcale nie chodziło o to, że radnym nie zależy na nowych chodnikach, wręcz przeciwnie, wielu z nich przez całą kadencję wskazuje i upomina się o różne miejsca, które trzeba wyremontować lub dokończyć to, co zaczęto przed laty. Radni najzwyczajniej nie zgodzili się na forsowanie w ciemno wszystkiego o czym zamarzą sobie panowie starosta, burmistrz i ich doradcy (nie mylić z radnymi, których panowie niechętnie słuchają). Nie było jednak innego wyjścia i dla 40m (lub nawet 60m) chodnika przy Klasztornej i dofinansowaniu przez gminę remontu ulic Daszyńskiego i Mickiewicza (bo i tam władza planuje pokazać się z dobrej strony przed wyborami) burmistrz i starosta musieli jeszcze raz się spotkać się z radnym miejskimi. Po spotkaniu, dyskusji i wyłożeniu swoich racji postanowiono, że starostwo wsparte funduszami gminnymi w pierwszej kolejności (jako pierwszą część zaplanowanego (?) zadania) wyremontuje istniejący chodnik, ale od budowy dziwacznego chodnika nie odstąpi i w następnym etapie zrealizuje zaplanowaną inwestycję.
Znając tempo pracy starostwa i gminy w zakresie remontów i budowy nowych chodników, a także zasoby finansowe na ten cel, to raczej nie należy spodziewać się wiele w tej kadencji. Coś będzie zrobione, bo musi być sukces, bo trzeba wykazać wyborcom, że o nich się myśli i pamięta. Jednak niewdzięczni i niewyrozumiali radni pokrzyżowali plany i drugą część zadania, którą miała być pierwszą i najważniejszą, starosta Boryczka i burmistrz Grabka muszą (chcą i planują) zrealizować w następnej kadencji. A jak będzie, to się przekonamy po wyborach - może już ktoś inny będzie decydował o inwestycjach, a może znów będziemy czekać cztery lata na zmiany.
Odwiedza nas 216 gości oraz 0 użytkowników.
Czytaj więcej...