Sprawy Miejskie

Sprawy Miejskie

Rzucać gałęziami nie będę, ale pisać nie przestanę

      Spokojne i ciche wakacje samorządowe zakończyły się mocnym uderzeniem. Nie był to jednak jeden z koncertów muzyki big-beatowej, jaki przygotowało CKiR z okazji zakończenia lata, ale widowiskowe uderzenie w stół na rozpoczęcie powakacyjnej sesji rady miejskiej. Sprawę w swoje ręce wziął jeden z mieszkańców Wschowy, który, jak sam twierdzi, (z bliżej mi nieznanych powodów) został przez władze miejskie wykluczony z naszej wschowskiej społeczności. W bojowym nastroju, z widocznymi oznakami wzburzenia emocjonalnego wtargnął na salę obrad i rzucił na stół dość pokaźną wiąchą suchych gałęzi.

      Nastąpiła chwilowa konsternacja, zdziwienie a nawet rozbawienie, bo mieszkaniec zażądał natychmiastowego uporządkowania tzw. Parku Wolsztyńskiego i usunięcia wszystkich badyli i konarów stwarzających zagrożenie utraty zdrowia i życia dla ludzi a nawet zwierząt. Zgromadzonym dał na to 15 minut. Niestety nie doczekał spełnienia ultimatum, bo ani burmistrzowie, ani radni, ani też zgromadzeni obserwatorzy nie zerwali się do wielkiego czynu społecznego. Skutecznie zadziałała Straż Miejska i uniemożliwiła kontynuację misji, jaką sobie wyznaczył zdesperowany mężczyzna. Zdarzenie to przypominało scenę z jakiejś tragikomedii. Z jedną różnicą - w tragikomedii wszystko dobrze się kończy, natomiast za występ z badylami na sesji mieszkaniec prawdopodobnie zostanie ukarany mandatem a w najlepszym razie pouczeniem. Znając owego pana, na pewno tylko na tym się nie skończy. Nie była to jego pierwsza i zapewne nie ostatnia wizyta na sesji rady. Zwykle wszelkie żale i pretensje pod adresem burmistrzów, radnych i większości urzędników artykułował słownie lub za pomocą licznych wypowiedzi pisemnych. To, że tym razem na dowód swoich racji chciało mu się taszczyć suche badyle przez całe miasto może świadczyć o tym, że naprawdę musiała go ,,wziąć cholera”, podobnie, jak innego mieszkańca na widok zaśmieconej posesji.

      Desperacja tego pana przypomniała mi inną, dość oryginalną, raczej nieszczęśliwą, dawno nieżyjącą postać naszego miasta. Ona także miała swoje sposoby na skuteczność załatwiania spraw w urzędach i osobliwe podejście do władzy (nie bała się nikogo, nawet władzy, tej za komuny). Wtedy, kiedy nie chciano dopuścić jej do najważniejszego (jej zdaniem) urzędnika, to zawsze ze śpiewnym wschodnim akcentem mówiła: ,,Ty mnie puszczaj, bo ja nie bede gadala z nogami, ja musowo z glowo”. Tak też zrobił oburzony mieszkaniec. Nie zwrócił się do nóg, czyli do urzędników i pracowników odpowiedzialnych za stan parku, ale przyszedł do burmistrzów (może  i radnych), do najważniejszych głów w mieście. Wspomniana przeze mnie Pani z reguły załatwiła to, co chciała, stosując bardziej drastyczne argumenty niż suche badyle. Podobieństwo w zachowaniu obu osób i styl, w jakim domagali się rozwiązania problemu są niemal identyczne. Jednak nie spodziewam się, że wizyta mieszkańca na sesji przyniesie szybkie rozwiązanie problemu, który tak go zbulwersował. Całe zdarzenie nie wywarło większego wrażenia na władzach miasta oprócz uśmiechu politowania i lekkiego strachu, że badyl wyląduje na którejś z ważnych głów. Ja na miejscu władz nie lekceważyłabym tej wizyty, bo takich ludzi, którym puszczają nerwy i ,,bierze cholera” jest coraz więcej w mieście.  W żadnym przypadku, czy to chodzi o zagrażające gałęzie, czy o inną ważną sprawę nie popieram i nie zachęcam nikogo do takiego sposobu wyrażania niezadowolenia i dochodzenia swoich racji, jakim posłużył się wspomniany mieszkaniec. Nigdy nie zdobyłabym się na taką manifestację i wyartykułowanie w podobny sposób swoich roszczeń wobec władzy, ale muszę przyznać, że rozumiem wzburzenie mężczyzny.

      Wiem, że pielęgnacja i utrzymanie porządku na wszystkich terenach zielonych w mieście nie należy do czynności żadnego z trzech burmistrzów. Jednak obowiązkiem władzy jest nadzór i egzekwowanie wywiązywania się z zadań powierzonych pracownikom jednostki podległej UMiG. Taką jednostką jest CKiR, która to od ponad roku ma podobno fachową ekipę do prowadzenia wszelkich prac związanych z utrzymaniem i porządkowaniem zieleni miejskiej. A parki i inne tereny wyglądają jakby od dawna nie miały gospodarza i opiekuna z prawdziwego zdarzenia. To widać a nawet czuć. Jak na ironię albo zrządzenie losu, w dniu kiedy wzburzony mieszkaniec rzucał gałęziami w sali obrad miejskiego ratusza, z konieczności (z ważnych powodów zamknięta ulica Kościelna) musiałam przejść alejką wzdłuż murów obronnych w parku przy ul. Rogalińskiego. W niewielkiej odległości od ratusza omijałam nie tylko dziury w nawierzchni, ale także cuchnącą, zaśmieconą, ledwo sączącą się fontannę (tak, tę samą, na której powinna stać figurka nagiego Flecisty), wielkie i suche gałęzie, butelki, puszki i śmierdzącą, pozostawioną po koszeniu trawę, która po deszczu zamieniła się w kompost. Paradoksem jest to, że fachowa ekipa rżnie krzewy i gałęzie drzew do tego stopnia, że po zabiegu nie przypominają żywych roślin a zostawia suche, obumarłe gałęzie a nawet drzewa (np. brzoza na zrewitalizowanym skwerze w Rynku lub stara wierzba w parku przy Rogalińskiego).

      To, że rozumiem wzburzenie mieszkańca, to nie wszystko. Ja, pomijając jego niestosowne zachowanie i niewyszukaną umiejętność doboru słownictwa, to się z nim nawet solidaryzuję. I to nie tylko ze względu na poruszony ważny problem, ale na to, jak pan burmistrz traktuje tych mieszkańców a nawet radnych, którzy próbują cokolwiek poprawić, zwrócić uwagę na nieprawidłowości, uciążliwości miejskie, złą pracę urzędników. Każdy z nas (bo to mnie też dotyczy), kto spróbuje cokolwiek skrytykować lub domaga się zmiany jakiejś decyzji, traktowany jest jak malkontent, wichrzyciel, niewdzięcznik, który nie widzi tych cudownych przemian w naszym mieście. Już niemal każdy, kto inaczej myśli, kto pozwala sobie mieć inne zdanie, to przeciwnik, wróg niegodny zaufania, czyhający na stanowisko burmistrza. My piszący, możemy wytykać błędy, pokazywać palcem bałagan, ale w najlepszym razie jesteśmy traktowani jak skutecznie otrząsany pył z rękawa garnituru. Choć nie znajdujemy posłuchu u władz, dalej będziemy robić swoje. Nic ani nikt nas nie zmusi do milczenia. Nawet pracownik CKiR, który zamiast wziąć się za szkolenie w zakresie pielęgnacji drzew albo kultury słowa, traci czas na anonimowe wpisy na oficjalnej stronie i takich, jak ja najchętniej by wyeliminował od zaraz, ale łaskawie poczeka aż: ,,stare, pożółkłe owoce zgniją” i już nie będą przeszkadzać i zagrażać jednostkom wybitnym, uczonym, prawym, o jedynie słusznym zabarwieniu politycznym.

      Rzucać gałęziami nie będę, ale pisać nie przestanę. Czy się to komuś podoba czy nie, to uważamy (ja, pan z badylami i wielu innych mieszkańców), że mamy prawo domagać się od burmistrzów, aby rzetelnie nadzorowali i obiektywnie oceniali wykonywanie obowiązków przez osoby zajmujące stanowiska publiczne. Takiego samego zdania są niektórzy radni. Mają oni nad nami przewagę, bo my nie otrzymamy żadnej odpowiedzi na pytania i wątpliwości, a radnemu pan burmistrz musi odpowiedzieć. Z tego przywileju skorzystał radny Mazur, który spokojnie i rzeczowo zapytał o ocenę pracy dwóch pracowników samorządowych - panów Chałupki i Rękosia, których działalność nie jest dobrze postrzegana przez wielu mieszkańców, a niektóre wydarzenia związanie z ich udziałem podważają społeczne zaufanie do całego samorządu. Jak zawsze, wszelkie uwagi i spostrzeżenia dotyczące niewłaściwej pracy a nawet zachowania niektórych urzędników pan burmistrz przyjął z ledwo ukrywanym oburzeniem i stwierdził, że to tylko subiektywne oceny opozycji. Nic nowego, pan burmistrz nie widzi podstaw do krytyki swoich pracowników, nic się złego nie działo, wszystko jest w należytym porządku, tylko my się czepiamy i wymyślamy. Niejeden może pozazdrościć wyrozumiałości i przychylności takiego pracodawcy. Nie dość, że ma pełne zaufanie to jeszcze publicznie chwali: ,,Jestem zadowolony i pozytywnie oceniam pracę obu panów”! Pan burmistrz zapomniał, że burmistrzem jest albo będzie z woli mieszkańców. I to z ich zdaniem powinien się liczyć, dla nich pracować a nie chronić i bronić podległych sobie pracowników. Wierni, ale mierni urzędnicy mogą tylko zaszkodzić w osiągnięciu celu. Zastanawiam się, czy czasami mocne uderzenie w stół (niekoniecznie używając rekwizytów) nie byłoby lepszym sposobem niż spokojne, wyważone wypowiedzi i zapytania radnych. Może wtedy pan burmistrz otworzy szerzej oczy i zobaczy to, co my widzimy. Może choć raz spojrzy obiektywnie na efekty (a raczej ich brak), a nie będzie kierował się nie sentymentem do wiernych pracowników samorządowych.

Komentarze   

 
#3 Lukryna 2012-09-18 20:10
Niegdyś Wschowa należała do najczyściejszyc h miast WOJEWÓDZTWA!!! Wtedy to było zielonogórskie. Wystarczy przejść się po parkach czy w okolicznych lasach, aby zobaczyć sterty śmieci (np. taras przy Zamku od strony parku). Czyżby zmiana nazwy województwa .... może inni ludzie, których brud i bałagan nie rażą... wiem jedno "tam czysto, gdzie mało brudzących, a nie dużo sprzątających".
Rzucić za siebie, bo co mnie to obchodzi.... no i mamy butelki, puszki ...przegląd imprezowania... . Jeszcze nie widziałam straży miejskiej w żadnym parku, za to polują na auta parkujące na rogu Klasztornej i Niepodległości. Stoją i karzą mandatami. A może zaglądną kiedyś do parków, na boczne uliczki wieczorem... ale kto zobaczy ich prężące się ciała? Lepiej w dzień i na głównych ulicach - tam ich widać.
Ciekawa jestem czy odpowiedzialni za porządek wybierają się z rodzinami do parków, spacerują małymi uliczkami miasta?Nie wypada? Jeszcze ktoś zwróciłby im uwagę? Mało kto już spaceruje,we Wschowie się jeździ i to najdalej od miasta, bo tam jest czyściej i ładniej Tylko puknąć się w głowę...albo ww łeb!!
 
 
#2 MWJ 2012-09-03 22:01
Przepraszam za brutalny gwałt na znakach interpunkcyjnyc h w powyższym komentarzu, ale 8h pracy i wieczorna delikatna degustacja napoju miodowego z Browaru Kormoran (gorąco polecam) powoduje dysmózgowie w zakresie gramatyki ; )
 
 
#1 MWJ 2012-09-03 21:46
Droga Pani Janino (pozorna anonimowość pozwala na delikatne spoufalanie :D), wyjątkowo ładnie zobrazowała pani krajobraz w parku Rogalińskiego, odczucia podzielam. Co do próby interwencji wzburzonego mieszkańca, trudno się z nim nie zgodzić, czy nie solidaryzować. Wielu z nas korzysta z możliwości spaceru, czy innej formy relaksu w parku wolsztyńskim, a jakoś nie wyobrażam sobie by, poza skrajnymi masochistami, ktokolwiek chciałby zostać odwieziony erką, bo ktoś inny nie zadbał o porządek i bezpieczeństwo, ale wszystkie te utyskiwania, na nic, gdyż stan rzeczy jest taki: każdą z wymienionych spraw, każdą z niewymienionych , i każdą zaistniałą in potentia, zajmuje się, tak czy inaczej nazwany Komitet.
Komitet, który podobnie do Żelaznej Dziewicy (przypominam, narzędzie pozwalające na uzyskanie informacji, że przesłuchiwany jest fioletowym osłem w żółte ciapki, a także dowolnej innej, zgodnej z wolą, fanaberiami, nastrojem i ogólnym 'widzimisię' przesłuchująceg o), pozwala na otrzymanie zadowalających wyników i wniosków, w dowolnym terminie/zakres ie/temacie i czym tam jeszcze... w sumie, różnica jedyna to koszt, Żelazna dziewica trochę brudzi, i obsłudze trzeba płacić, a tu wystarczy kawa i ciasteczka, i wnioski, niewymagające płacenia działania naprawcze (brak działań?), czy dowolna inna forma niekosztownej działalności 'pro bono publico' podane zostają na tacy (tej od ciastek) i w zależności od doboru składu komitetu zgadzają się z wolą osoby komitet zwołującej. Jak wiadomo jest to wyjście jedyne słuszne, ba! Demokratyczne, ale skoro nie można zmienić komitetu jako metody, może zastanówmy się czy kto inny nie powinien takowego zwoływać...
PS. Co do panów Chałupki i Rękosia, wstrzymam się od rozbudowanych komentarzy, pierwszy udowadnia, że jest totalnie niekompetentny na tle zawodowym, drugi z kolei, jako osoba prywatna nie przyswaja sobie cudzych argumentów w dyskusji i ogranicza się do ich negowania, jeśli są inne niż jego przekonania, więc nie podejmę się oceny zawodowej, skoro już na polu prywatnym poległ w przedbiegach (niech żyje ta kochana pozorna anonimowość w necie :D)
 

Ostatnie komentarze

  • Rafaello diTravelfan
    Hej ! Jestem świeżo po lekturze Twojej barwnej relacji z imprezy Kolory pustynnych ...

    Czytaj więcej...

     
  • www.
    Nie do końca ze wszystkim się zgodzę, ale w gruncie rzeczy dobrze napisane i będę ...

    Czytaj więcej...

     
  • Krystyna
    Brawo Janeczko - są miejsca,gdzie rządzi przyroda, a nie pseudoturyści jakiejkolwiek ...

    Czytaj więcej...

     
  • anastazja
    świetnie autor opisuje swoje wojaże w lutym i ja lecę do Indii i trochę się ...

    Czytaj więcej...

     
  • http://www.
    Bardzo dobrze powiedziane, w wielu kwestiach się zgadzam.

    Czytaj więcej...

Gościmy

Odwiedza nas 21 gości oraz 0 użytkowników.